Drugi album zespołu Zgroza, wydany w 2004 roku, czyli polskie reggae z czasów gdy ten rodzaj muzyki rozwijał się na krajowej scenie najintensywniej. Dla jednych kawałek historii i grający artefakt z minionej epoki, a dla innych okazja na podróż do przeszłości...
********************************
Długo podchodziłem do recenzji tej płyty bo po kilku przesłuchaniach nie wiedziałem za bardzo co o niej myśleć i... nadal nie wiem. Widać, że grupa robi kolejne kroczki w kierunku wykrystalizowania własnego brzmienia i idzie jej to coraz lepiej. Nie są to wprawdzie kroki milowe, ale to stoi w miejscu ten się cofa. Sporym plusem jest zminimalizowanie w tekstach zespolu udziału elememtów obowiązkowych w postaci Jah, Babilonu i podobnych zapchajdziur tekstowych chociaż do ideału jeszcze daleko ale nie brzmi to tutaj tak natrętnie i nienaturalnie jak w przypadku wielu innych grup.. Fajnie w wielu utworach brzmią zabawy dźwiękiem uzyskane dzięki studyjnym zabiegom. Jakieś małe duby od czasu do czasu poprawiają brzmienie i uatrakcyjniają poszczególne kompozycje. Mam pewien niedosyt dotyczący dość małej róznorodności utworów odgrywanych zazwyczaj w jednym tempie, podobne wyglądają rozwiązania w konstruowaniu wstępów, itp.. Przydałoby się trochę więcej ognia bo zawsze mnie przekonywano, że reggae to nie jest muzyka dla smutasów.
Bardzo podoba mi się żeński wokal w tle ale dla odmiany często irytuje główny wokalista chcący na siłę brzmieć po “jamajsku” co najczęściej wychodzi dość karykaturalnie jak choćby w “Jah-mek-ya”, a w “Birth Of the Lion” wręcz odsłania wokalne niedoskonałości. Najlepsze kawałki na płycie to te, w których nie trafiam na wspomniane pseudo-murzyńskie dziwolągi wokalne jak nastrojowy “We Live”, żywy i ocierający się o ska “My Reggae Riddim” czy tutułowy “Message 4U”. “Paradise”, gdzie rolę wokalistki przejmuje basistka okazuje się i tak kawałkiem zwycięskim mimo tego, że pod koniec słuchanie masakruje mi toasterska wstawka etatowego wokalisty. Dość przyzwoity jest “Origin & Culture” czy “Ja i ja” (jeden z dwóch utworów z polskim tekstem).... Ostatnie trzy indeksy na płycie to bonusy w postaci dubowych wersji trzech kompozycji... Fajne. Nie jest źle ale też bez większego przełomu. Kapela podąża do przodu według własnego planu i jeśli komuś jest po drodzę to ten ktrążek obu stronom umili czas. Ja po przesłuchaniu albumu zostałem fanem ... basistki i wokalistki... pod każdym względem. (Dzidek)